Na początek chciałam zwrócić uwagę, że teraz na prawo macie listę innych ciekawych blogów, na które zaglądam i zapraszam i co jakiś czas będę ją uzupełniać.
Jako, że jest dziś święto, wszyscy mają wolne, postanowiłyśmy wczoraj wieczorem z Pauliną przykładem reszty ludzi w naszym wieku wyjść na piwo do klubu. Jestem w szczerym szoku, ile osób wpadło na ten sam pomysł, bo na miejscu nie dało się oddychać od ścisku, a dziewczyny biły się o miejsce w kolejce do toalety. No, ale ja nie o tym.
Kiedy siadamy same we dwie przy stoliku wśród ogromnej ilości pijanych ludzi nie musimy zazwyczaj zbyt długo czekać, żeby ktoś nas zaczepił czy spróbował się przysiąść. Od wczoraj takich osobników nazywamy Tomaszami. Tomasze, przynajmniej ci, na których my trafiamy, mają to do siebie, że zazwyczaj niestety nie są ani atrakcyjni, ani bogaci, ani nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Zazwyczaj nie są nawet na tyle wybitni, żeby ich zapamiętać, jednak trafiło się nam w ciągu tych naszych piwnych wypadów kilku, których wspominamy do tej pory.
Zacznijmy od wczorajszych. Pierwszy może nie był konkretnie Tomaszem, jako takim, bo tylko wieszał bluzę na naszym krzesełku przed wejściem do palarni. Jak był tego sens, nie wiem do tej pory, ale sposób na zaczęcie rozmowy dobry jak każdy inny.
Kolejni już nas bardzo zaskoczyli. Otóż, jak wszyscy doskonale wiemy, stwierdzenie „my się skądś znamy” jest bardzo oklepane i większość dziewczyn od razu będzie chciała takiego pana spławić. Dlatego ten postanowił posunąć się o krok dalej.
Siedziałyśmy spokojnie pijąc sobie piwo i obserwując ludzi, kiedy nagle wyskakuje przed nami z nikąd chłopak:
- Słuchaj, skąd ty znasz Tomasza?
Przez chwilkę nie wiedziałam jak zareagować, w końcu każdy jakiegoś Tomasza zna i nie byłam pewna, o którego chodzi. Zrobiłam więc najrozsądniejszą w tym momencie rzecz i zapytałam:
- Jakiego Tomasza?
W tej chwili podbiega truchtem kolejny koleś, na oko metr pięćdziesiąt, którego nigdy w życiu nie widziałam na oczy.
- To jest Tomasz. Skąd go znasz?
Starałam się wytłumaczyć sytuację, jednak chyba bezskutecznie, bo kolega jeszcze kilka razy podchodził do nas pytając skąd ja znam Tomasza.
Kiedyś trafiła nam się inna, bardzo ciekawa próba poderwania nas. Na kanapę naprzeciwko dosiedli się jacyś panowie, niezbyt przyjaźnie wyglądający, więc chcę zaznaczyć, że już od początku trochę się ich bałyśmy. Nagle w połowie rozmowy (starałyśmy się być miłe, żeby nie wpakować się w kłopoty), jeden pokazuje na drugiego, całego pokrytego więziennymi tatuażami i mówi z dumą i radością w głosie:
- A kolega tutaj siedział za gwałty.
Potencjalny gwałciciel chyba zobaczył nasze przerażone miny, bo bardzo szybko zapewnił:
- Ale już mi przeszło! Teraz kręci mnie tylko motoryzacja.
Kolejnym razem spotkałyśmy nie Tomasza, tylko Tomaszową. Kobieta, lat na oko pięćdziesiąt, wagi sto czterdzieści wzwyż, wyglądała jak sobowtór Maryli Rodowicz, tylko taki po dwudziestu nieudanych operacjach plastycznych. Nie mam pojęcia jak to się stało, że siedziała z nami na kanapie, tuż obok Pauliny. Ocierała się o nią biustem (serio, i ja i Paulina mamy czym oddychać, ale jej jedna pierś była wielkości naszych głów razem wziętych) i mówiła:
- Ale ty masz piękną koleżankę! Gdybym była lesbijką, ale nie jestem, to bym bardzo ją chciała.
Po piętnastu minutach uciekłyśmy z klubu tłumacząc się wyjściem do toalety, bo ciągle byłyśmy macane, obsypywane komplementami i zapewniane, że nie jest lesbijką, ale jakby była…
Zdarzają się też Tomasze zagraniczne. Przysiedli się raz do nas muzułmanie (nie pijący kolesie o arabskiej urodzie, którzy chociaż byli kompletnie trzeźwi to na nasze pytanie, czemu nic nie piją odpowiadali ‘too much, too much!’). Uparcie starali się nam wmówić, że są norwegami, którzy przyjechali tutaj studiować stomatologię. Nie wiem skąd im do głowy przyszła akurat Norwegia, skoro obaj mieli czarne włosy i ciemną, wybitnie arabską karnację, ale na nasze szczęście dali sobie spokój dosyć szybko. To zdecydowanie na ich plus, że jako jedni z niewielu zaakceptowali i zrozumieli fakt, że jesteśmy parą.
Swoją drogą tego dnia w klubie spotkałyśmy jeszcze dwie identyczne pary Tomaszów, którzy powtarzali dokładnie tę samą historię. Oczywiście łamanym angielskim.
Inny przypadek. Wieczorem, szczęśliwe, zajęłyśmy w ulubionym klubie wygodną pomarańczową kanapę. Siedziałyśmy, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy, spotkałyśmy znajomych, którzy się dosiedli – nic ponad normę. Nagle chłopak z miejsca za naszymi plecami zapytał, czy chcemy piwo. Bo on kupił dla dwóch dziewczyn, które w międzyczasie poszły z innymi facetami (jak teraz o tym myślę, to w sumie nie widziałam tam żadnych dziewczyn) i biedaczek został z piwami, z którymi nie ma co zrobić. Oczywiście przyjęłyśmy je, ale zrobiło nam się go szkoda. Zaproponowałyśmy więc, żeby dosiadł się do nas. I się zaczęło…
Okazał się bardzo ciekawą osobą, zdecydowanie wartą opisania. Nie wiem do końca o co poszło, jednak odkąd podszedł do naszego stolika zaczął się ze wszystkimi kłócić. Stwierdził, że on jest socjopatą, co podkreślał kilka razy, i nienawidzi kobiet (przypominam, że chwilę wcześniej oddał nam piwa). Okropnie się o to pokłócił z naszym kolegą, był mega chamski, ale kiedy Paulina powiedziała mu, że ma ładny szalik, przestał na chwilę, żeby grzecznie i ładnie jej podziękować. Ogólnie historia skończyła się mini bójką i wywaleniem socjopatycznego Tomasza z klubu. Paulina za to zyskała zdjęcie („zrób mi zdjęcie z socjopatą! Zrób mi zdjęcie z socjopatą!”).
![]() |
takie tam głaszcząc socjopatę |
Poza tym wszystkim bardzo często Tomasze reagują podobnie. Po pierwsze jest zdziwienie, jakim cudem mamy tak samo na imię i czy przypadkiem w takim razie nie jesteśmy siostrami (tak, rodzice mieli super poczucie humoru i dali nam te same imiona), potem zignorowanie faktu, że jesteśmy parą, miejsce, na które siadają jest zajęte i pytania o to, co robimy w życiu.
Panowie, ja was bardzo proszę. Wychodźcie poza schemat, ale nie aż tak skrajnie jak przypadki opisane wyżej. Chyba, że chcecie skończyć nieświadomie opisani na czyimś blogu.
A jak tam wasi Tomasze i Tomaszowe?