Too drunk to fuck


Przepraszam za dłuższą przerwę, ale sami rozumiecie - święta i tak dalej.Dopiero ogarnęłam się na tyle, żeby coś dla Was napisać. Znowu nie o seksie, wybaczcie, ale są w życiu też inne ważne rzeczy.
Za parę dni Sylwester. Dzień wielkiego picia, fajerwerek i krzyczenia życzeń obcym ludziom na ulicy. Przypuszczam, że większość z Was nie ma nawet jeszcze sprecyzowanych planów, ale to nic – pamiętajcie, że najlepsze imprezy sylwestrowe to te, które pojawiają się w planach 31. grudnia około szesnastej. A jeśli definitywnie nie macie co robić, to pozwolę sobie na reklamę i zapraszam Was serdecznie do szczecińskiego Inferno.
W każdym razie, w związku z tym okresem pijaństwa naszło mnie trochę alkoholowych przemyśleń. Po pierwsze, stwierdziłam, że przestanę się pokazywać publicznie w stanie upojenia bo w dziewięćdziesięciu procentach przypadków kończy się to potem dwudniowym moralniakiem. Zastanawialiście się kiedyś, jakie są sposoby upijania się i zasady rządzące pijanym światem?

„To logiczne!”

Czyli te chwile, kiedy nasze myślenie przyczynowo-skutkowe staje się nagle niezwykle rozwinięte. Pada w żartach jakieś hasło w stylu: „on jest gejem!”, „on i ona na bank ze sobą kręcą!”, „on na pewno jest żigolakiem!”, „nas wszystkich atakuje wirus zombie!”. W pierwszej chwili jest śmiech, ale chwilę później podajemy sobie argumenty, co chwilę odkrywamy nowe i BUM! Zaczynamy być święcie przekonani, że to jest prawda. Kocham pijacką logikę, serio. Wyjaśnię to może na przykładzie tego żigolaka. Kiedyś z Pauliną pijane zastanawiałyśmy się, jak zarabia nasz kolega.

- No bo wiesz, on ma sporo kasy. I to na tyle, że kiedyś widziałam u niego w domu jak się stuzłotowe pogniecione banknoty walały po podłodze po pokoju…
- Było trzeba brać.
- Głupio mi tak przy wszystkich. W każdym razie, nie chce powiedzieć gdzie pracuje, milion razy go pytałam i zbywa temat. Raz powiedział, że pójdzie do pracy jak mu się zachce, taką ma pracę.
- Czyli na co dzień siedzi w domu? Może jest dilerem czy coś?
- Żadnym dilerem. Dzwoni do mnie co chwile z pytaniem „czy masz coś ogarnąć?”
- Ty… Przecież on musi być żigolakiem.
Tu nastąpił wybuch śmiechu, a po chwili:
- W sumie jest ładny. Wyjątkowo dobry w łóżku. Laski na niego lecą. W żaden inny sposób nie mógłby zarabiać takiej kasy.
Pół godziny później już byłyśmy całkowicie przekonane o słuszności naszej teorii. W sumie te wymyślane po pijaku teorie maja to do siebie, że nawet kiedy się wytrzeźwieje, zostawiają jakieś ziarenko niepewności.


Na cwaniaka.

Najgorszy sposób upicia się jak dla mnie, nazwany przez Paulinę. Najgorszy, bo jest zawsze po nim najgorszy moralniak. To właśnie wtedy robimy najgłupsze rzeczy, za które nam potem wstyd przez kilka lat, ale w trakcie robienia wydaje nam się, że jesteśmy tacy zajebiści i cwani. Przedstawię to znowu na przykładzie niedawnej sytuacji. Upiłam się z koleżanką właśnie w ten sposób i poszłyśmy to jednego ze szczecińskich całodobowych Fast foodów po frytki. Stałyśmy pijane czekając na to, aż się zrobią, a przed nami leżały zostawione przez kogoś wcześniej drobniaki. Serio drobniaki, 1,70 zł. Wymieniłyśmy z Kasią (tak tak Piotrze, jeśli to czytasz – mowa o Twojej menedżerce) znaczące spojrzenia, po czym schowała pieniądze do portfela. Babka z obsługi powiedziała wtedy do niej wyjątkowo niemiłym (tak mi się wtedy wydawało) tonem: „Ale ta reszta nie była pani!”. Kasia odłożyła pieniądze, które jak się okazało były kompletnie pijanego kolesia, który właśnie wychodził. I tak sobie leżały, nieruszane przez nikogo. Pomyślałam sobie, że babka jest suką, która zazdrości nam widocznie, że my jesteśmy fajne i że sobie idziemy pić dalej. No i liczy bezczelnie, że sama zgarnie te pieniądze. Poczekałam więc, aż Kasia dostanie swoje frytki, zgarnęłam te nieszczęsne drobniaki i wyszłam nie oglądając się za siebie. Like a boss. Przynajmniej wtedy mi się tak wydawało. Słyszałam jeszcze za sobą jak babka krzyczy za mną: „halo! Halo!”. I czułam się taka cwana i zajebista. Teraz wstyd mi o tym mówić, ale wtedy byłam ze swojego wyczynu tak dumna, że chwaliłam się obcym ludziom w klubie jaka to ja nie jestem.
Swoją drogą, dowiedziałam się potem z relacji Kasi, że moje wyjście ‘like a boss’ raczej wyglądało jak ucieczka szybkim krokiem i paniczne rozglądanie się na boki (ja byłam przekonana, że posyłam ludziom siedzącym przy stolikach pełne wyższości spojrzenie).
I podczas bycia pijanym „na cwaniaka” zazwyczaj zdarza się kilka-kilkanaście takich akcji jednej nocy.


„Jesteś zajebisty! Ale serio! Jesteś zajebisty!”

Inna sytuacja, mniej w sumie dokuczająca dnia następnego, to młodsza i mniej żulowska odmiana „ale ja cię szanuję!”. Mi się zdarza wyjątkowo często, kiedy jestem pijana. Tyczy się to głównie poznawania nowych ludzi. Ja bardzo często jestem zakochana w nowych ludziach po pijaku i uwielbiam z nimi rozmawiać i jestem w szoku jak cudowni potrafią być. Oczywiście uważam za punkt honoru przypominanie im o tym co trzydzieści sekund. Dziewczynom powtarzam jakie są śliczne, facetom, jacy zajebiści i jak ja w ogóle się cieszę, że ich wszystkich poznałam.
Nie wydaje mi się to szczególnie złe czy groźne, a na dodatek mam nadzieję, że poprawia tym ludziom chociaż trochę humor.


Filozoficznie.

Z moich obserwacji wynika, że częściej się to zdarza facetom. Zwłaszcza odmiana polityczna. Jestem w szoku jak niektórzy po pijaku potrafią się robić elokwentni. Mi to się raczej trafia tylko jeśli napiję się z konkretnymi osobami. Wtedy wychodzą tematy filozofii, religii, metafizyki, Boga, kosmosu, wszechświata i w ogóle całej istoty rzeczy i sensu istnienia. Całkiem to lubię, czuję się mądra.


Zwierzenia.

Chyba najczęściej mi się trafia. Zazwyczaj jest to wtedy, kiedy piję z większą grupą osób, z których kilku nie znam. Lecą kolejne kielonki, browary i w końcu staje na tym, że rozmawiam tylko z jedną osobą (i to zawsze z tych nowych).I to tak że już reszta nas nie obchodzi i wyciągamy największe życiowe przeżycia i sekrety. Opowiadamy o rzeczach, o których często nie wiedzą nawet nasi starzy znajomi, a co dopiero jacyś obcy ludzie. Radzimy sobie, współczujemy i po takiej imprezie żegnamy się jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, chociaż następnego dnia nie poznalibyśmy się na ulicy (no, chyba, że znajdziemy się na facebooku). Też jest fajnie, bo każdy lubi opowiadać o sobie i wygłaszać swoje opinie i dawać sercowe i życiowe rady innym. Przynajmniej po pijaku.


Jest jeszcze oczywiście wiele innych sposobów picia. Jest na agresora, na smutno, na romantycznie. Kiedyś usiądę i opiszę resztę, która przyjdzie mi do głowy. A może Wy macie jakieś propozycje? : )
Póki co życzę Wam miłego Sylwestra i ciekawych postanowień noworocznych. 


Ho ho ho!


Dziś wyjątkowo, nie o facetach, nie o kobietach, tylko o świętach, bo tak dziś wypada. Po pierwsze, dla tych, którzy jeszcze nie widzieli filmiku na fan page’u, wesołych świąt, ładnych prezentów pod choinką i czego tam sobie chcecie. I idźcie lubić mnie na facebooku, bo już prawie 300 osób się uzbierało i mi bardzo miło.
            Teraz konkrety. Nie wiem, skąd się wzięła ta moda na marudzenie na święta. Ludzie, czego wy od nich chcecie? Jak można nie lubić dnia, kiedy śpi się do dowolnej godziny, je nieograniczone ilości pysznego jedzenia i dostaje prezenty? Kto normalny narzeka na dzień, w który dostaje prezenty?
            Swoją drogą, prezenty potrafią być naprawdę nietrafione. Uważajcie, co komu dajecie, bo możecie kogoś niechcący mocno skrzywdzić. Pamiętam, jak byłam malutkim dzieckiem i z miliona rzeczy, których się bałam dwie były na pierwszym miejscu. Clowny i lalki. Do tej pory w sumie mi to zostało, tylko na pierwsze miejsce przesunęły się pająki. W każdym razie, moja mama bardzo rozsądnie dała mi wtedy w prezencie lalkę clowna. Chyba ze trzy noce przepłakałam przekonana o tym, że lalka wstanie i mnie w nocy zabije. Wybaczyłam to tylko dlatego, że to moja mama, a ona ma swoje przebłyski geniuszu. Kiedyś poprosiłam ją, żeby kupiła kawę z guaraną, skoro idzie do sklepu. Po godzinie zadzwoniła do mnie: „Paulina, nie wiem, co ty wymyśliłaś sobie, nigdzie nie ma kawy z guano”.
            Wracając do tematu – dla mnie święta są jednym z najfajniejszych okresów w roku (wygrywają tylko moje urodziny, ale to chyba sami rozumiecie). Proponuję wam spędzenie wigilii na nasz sposób. Jesteśmy w czwórkę, ja, brat i rodzice (czasem na godzinę wpadnie babcia). Każde z nas wybiera swoje ulubione jedzenie, które będzie na kolacji (bo dwunastu potraw nie jemy ;) ). Potem przygotowujemy to (albo zamawiamy, bo zdarzała się już u nas na wigilii pizza), siadamy do stołu. Każdy pije swój ulubiony alkohol i je ulubione jedzenie. Potem dalej pijąc drinki rozpakowujemy prezenty, idziemy się pochwalić na facebooku tym, co dostaliśmy i… zaczyna się najfajniejsza część wigilii. Siadamy w czwórkę do konsoli i gramy na pieniądze w różne gry. Najśmieszniej jest kiedy gramy w pewien quiz na ps3, bardzo polecam ;) Zawsze wygrywamy ja albo mój brat, więc żeby drugiej stronie nie było przykro, dostaje równowartość wygranej i uciekamy na pasterkę. Z tym, że nasza pasterka wygląda przeważnie tak, że z domu wychodzimy o 19:00, a wracamy około 23:00 w bardzo niepewnym stanie. Dzień jest szczęśliwy, ludzie są mili, wszyscy się śmiejemy i jest fajnie. Spróbujcie sobie zrobić wigilie po naszemu i się nią cieszcie, zamiast marudzić jakie to święta są be.
            Dziś to na tyle, bo jestem, pewnie podobnie jak wy, bardzo zajęta świątecznymi przygotowaniami. Jeszcze raz życzę wam wszystkich wesołych świąt, na dole macie zdjęcie z naszej wigilii sprzed jakichś dwóch lat (tak, ja i mój brat zajmujemy miejsca na podłodze). I obiecuję, że kolejny wpis was nie rozczaruje i będzie o seksie, po prostu teraz nie mogłam się powstrzymać.


Trochę o damsko-męskiej przyjaźni


Na początek znowu przypominam, że bardzo łatwo możecie polubić mój blog na facebooku klikając "lubię to" w ramce po prawej. Wiecie, tam się serio dużo dzieje, są fajne obrazki i takie tam. No i ja się cieszę z każdej nowej osoby jak dziecko. Więc zróbcie mi radość i klikajcie. 

Zainspirowana dyskusją, w jaką ostatnio się wdałam, postanowiłam napisać o przyjaźni damsko męskiej. W dużej części powtórzę to, co już pisałam w komentarzach, ale postaram się to troszkę poszerzyć i lepiej wyjaśnić.
            Na Fan Page’u, na facebooku zrobiłam ankietę, na ten temat. Okazuje się, że wielu z was takiej przyjaźni doświadczyło. Już sam ten fakt wydaje mi się dostatecznym dowodem na to, że to istnieje.
            No, bo czemu miałoby nie istnieć tak naprawdę? Bo jedna ze stron coś poczuje? To się zdarza, jasne. Jednak nie jest standardem. Ja osobiście mam więcej męskich przyjaciół. Nie będę ukrywać tego, że z dziewczynami rzadko kiedy się dogaduję. Nie gniewajcie się, kocham was, serio, ale musicie same przyznać, że jesteście często denerwujące. Wolę kulturalnie napić się piwa z kolegą i pograć w Dead Rising niż wyjść do klubu z koleżanką, słuchać przez dwie godziny jaki to jej facet jest niedobry, bo lubi obejrzeć mecz z kolegami i nie chce jej tam. Zastanówcie się same, po jaką cholerę macie z nim iść na ten mecz, kiedy wcale was piłka nie interesuje (nie mówię tutaj o dziewczynach, które kibicują na równi z facetami, bo znam kilka takich  ;) ). Nie lepiej zająć się w tym czasie czymś, co wam też sprawi przyjemność?
            W każdym razie, wrócę do tematu. Sama jestem biseksualna. Tak samo moi znajomi są orientacji tak różnych, że często sama się w tym gubię. Czyli, żeby nie ryzykować, mam w ogóle nie mieć przyjaciół? Nie popadajmy w paranoję. Bardzo często zdarza się tak, że między ludźmi po prostu nie ma chemii. Lubią się, świetnie im się spędza razem czas, ale nawet po niewiadomej ilości alkoholu nigdy nic by nie wyszło, bo prędzej skończą wymiotując razem do toalety niż w łóżku. Mam niejednego takiego przyjaciela i uwierzcie mi – to jest prawdziwe.
            Wypada w tym momencie wspomnieć Krzyśka (wiem, że to czytasz, więc odbierz to jako pozdrowienia ;) ). Poznaliśmy się na pierwszym roku filologii polskiej i jakieś trzy tygodnie później zamieszkaliśmy razem. Mieszaliśmy przez pół roku w jednym pokoju, często się nawet zdarzało, że pijani zasypialiśmy na moim łóżku oglądając film na laptopie (a potem biedaka spychałam na podłogę, żeby się wygodnie położyć). Nigdy w życiu się tak z nikim nie dogadywałam, ale oboje byliśmy (i jesteśmy nadal, wciąż pijemy razem) dla siebie kompletnie aseksualni. Krzysiek zwraca się do mnie jak do faceta, ja traktuję go jak przyjaciółkę. Mieszkało nam się razem na tyle dobrze, że zawaliliśmy studia przestawiając nasz tryb życia na nocny. Pamiętam sytuację, kiedy pokłóciłam się z chłopakiem, miałam zły humor i weekend spędziłam u rodziców, nikomu nic o tym nie mówiąc. Wieczorem wyszłam z koleżanką na drinka i kiedy wróciłam do domu, co widzę? Krzyśka siedzącego z moimi rodzicami. Przyszedł do nich, bo zmartwił się tym, że mnie tyle nie ma. Czy to już nie jest całkiem porządna przyjaźń? (Pomijam fakt, że ładnie się wtedy z moim ojcem zanim przyszłam upił ;) ). Nigdy nic miedzy nami nie było, mimo tego, że lubimy się i rozumiemy jak mało kto. Starczy za dowód? Zaznaczę, żeby było jasne, że Krzysiek nie jest gejem ;)

            Powodem do notki był pewien filmik, w którym jest przeprowadzana ankieta na ulicy. „Czy wierzysz w przyjaźń damsko męską?”. Wszystkie ankietowane dziewczyny mówiły, że tak, ale kilka z nich przyznało, że ich męscy przyjaciele z chęcią by się z nimi umówili. I teraz kolejna rzecz, która mnie tutaj bardzo zaintrygowała – co to znaczy umówić się z przyjacielem? Normalnie spotykacie się na piwo, wychodzicie do kina, na imprezy, na spacery. Często dziewczyny bez pary idą nawet na studniówkę czy nawet wesele po prostu z przyjacielem. Czym więc taka randka różniłaby się od normalnego spotkania? Przyjaciele, którzy śpią często w jednym łóżku, widzieli siebie w najgorszym stanie, wiedzą o sobie rzeczy, których partnerowi nigdy by się nie powiedziało, mają się umówić na randkę. Jak by ona wyglądała? Przecież randka jest po to, żeby zdecydować, czy chcemy z jakąś nowo poznaną osobą kontynuować znajomość czy nie. Nie wyobrażam sobie, żeby poszła na nią dwójka dobrych przyjaciół. To by było aż w jakiś sposób nienaturalne. Fakt, że jeśli przyjaźń jest niepewna, to czasem może coś się wydarzyć. Ale nigdy nie zaczyna się od oficjalnego umówienia się dwójki przyjaciół na randkę.

            Są „przyjaźnie” damsko-męskie z podtekstem. Są bardzo często i ja zdaję sobie z tego sprawę. Nie argumentujcie, więc swojej racji tym, że w waszym przypadku taka przyjaźń nigdy nie wyszła. To, że wam się nie zdarzyła i wam się nie udało nie znaczy, że tego nie ma. Niech dowodem na to, że da się tak przyjaźnić będzie milion par przyjaciół, u których to działa już wiele lat i nie ma szans na przejście na kolejny poziom. Po prostu nie starajcie się bzyknąć wszystkiego, co spotkacie, to i wy tego doświadczycie. A jak macie przyjaciół, to o nich dbajcie, bo warto.

P.S.
Seks przyjaciele to zupełnie inny temat. To na dłuższą metę nigdy nie wychodzi ;) 

P.P.S.
Jeśli wasza nowa sympatia nie lubi waszych przyjaciół, to powinien to być pierwszy sygnał, że to nie ma sensu.


Lesbijskie mity


Dziś na krótko, ale przeglądałam maila i znalazłam coś ciekawego.
Po tym, jak ostatnio pisałam o głupich pytaniach, które często dostaje od facetów, sporo z was podesłało mi swoje propozycje. Wybrałam te, które powtarzają się najczęściej.

„To nie jest prawdziwy seks”

Nie mam nawet siły tego komentować. Powiem tylko, ze wolę w takim razie nieprawdziwy. Jako wyjaśnienie macie tabelkę.


Więcej chyba nie trzeba wyjaśniać?

„Jesteś pewna? Nie wyglądasz na lesbijkę.”

Nie wiedziałam, że jest z góry ustalone, jak trzeba wyglądać. Raz w życiu usłyszałam, że nie wyglądam na bi. Nie wiem, na czym to polega, jeśli będzie ktoś, kto mnie oświeci, to będzie mi bardzo miło.
Chyba czasem sobie sami nie zdajecie sprawy z tego, jak często wasi znajomi są innej orientacji, ale „nie wyglądają”.


„Na pewno coś się stało, że jesteś homo. Masz jakieś przykre doświadczenia z facetami?”

Niech ktoś w końcu zrozumie, że orientacja, to rzecz wrodzona. Nie kwestia wychowania, doświadczeń czy czegokolwiek innego.


„Faceci na imprezach: ‘Też jestem lesbijką. Mogę dołączyć?’”.

Nie. Nie, nie, nie, nie. NIE. Jeśli nie chcesz wyjść na napalonego desperata nigdy tego nie mów. Nawet w żartach.


„Nigdy żaden facet porządnie cię nie przeleciał”

To samo, co wyżej. Kochani, nie brakuje hetero dziewczyn, nie róbcie z siebie idiotów i zrozumcie, że jak już mówiłam wcześniej, lesbijki penisem nie nawrócisz.


„Czyli nienawidzisz facetów?”

Całe życie byłam przekonana, że jeśli nie chcesz iść z kimś do łóżka to nie znaczy, że go nienawidzisz. To znaczy, że nie chcesz iść z nim do łóżka




I na koniec znowu nasze zdjęcie, bo je wyjątkowo lubię ;)



Brzydka prawda, część I


Na początek muszę was przeprosić, że dosyć długo nie pisałam. Odkryłam Doctora Who i serial pochłonął mnie całkowicie. Jest tu może jakiś słodki chłopiec z roztrzepanymi ciemnymi włosami, baczkami, podobny do dziesiątego Doktora? Nie? No trudno, przejdźmy dalej.

Standardowo przypominam, że na prawo macie ramki do polubienia strony na facebooku i do zadawania mi pytań.
I obiecuję, że będę pisać częściej, kończę już oglądać ;)


Obejrzałam ostatnio ciekawy film. Pomijam fakt, że koniec końców w pewnym momencie przemienił się w zwykłą komedię romantyczną. Zanim to się stało padło w nim kilka znaczących prawd i teorii.
Swoją drogą, rany, też chciałabym prowadzić program w telewizji i mówić ludziom takie rzeczy (to tak w razie jakby czytał to jakiś producent, nie krępuj się, możesz mi zaproponować prace w TV za miliony).

Dobra, przejdźmy do rzeczy. Dziś was trochę pomęczę cytatami z filmu.

Trzy małe słowa: faceci są prości. Nie wytresujecie nas. To gówno „Faceci są z Wenus” to strata czasu i kasy. Chcesz być samotną jędzą? To czytaj te durne książki. Ale jak chcesz związku, o to sensowna recepta: StairMaster. Ćwicz na nim i schudnij. I kup sobie seksowną bieliznę. Bo nas interesuje tylko wygląd. Nikt się nie zakocha w twojej osobowości od pierwszego wejrzenia. Zakochujemy się w twoich cyckach i tyłku. Nie uciekamy tylko dlatego, że nad nimi pracujesz.

Jeśli chcesz zdobyć facetów, nie potrzebujesz dziesięciu kroków, tylko jednego. Zrobić loda.


Smutne, prawdziwe i działające w obie strony. Każdy patrzy na wygląd, a jak mówi, że nie patrzy to jest kłamcą albo desperatem. To wygląd decyduje o tym, czy chcesz poznać swoją osobowość. Nie mówię, że powodzenie mają tylko modele i modelki, bo wygląd jest kwestią gustu, no ale musi nam się ktoś podobać. Poza tym wspominałam kiedyś o skali dziesięciopunktowej. Brzydsi ludzie mają mniejsze wymagania i oczekiwania. Ale nie martwcie się, bo dzięki temu częściej są w stałych i szczęśliwych związkach.
Poza tym, jak można być z kimś, kto nie pociąga nas fizycznie? A w końcu nie każdy to robi. Dlatego niech nikt mi nie wciska, że nie patrzy na wygląd.


- Twierdzisz, że mężczyźni nie potrafią kochać?
- Zdjąłem Ci harlequinowe klapki z oczu?
- Klapki mają ci, którzy wierzą tobie. Mężczyźni potrafią kochać.
- Wierzę, co to za jeden?
- Co?
- Ten ideał. Ten co umie kochać, kto to taki? Jaki jest?
- Mądry, przystojny, ale skromny. Odnosi sukcesy w znaczącym zawodzie. Uwielbia czerwone wino, pikniki, muzykę klasyczną. Uwielbia psy, ale woli koty.
- Zaraz, już wiem, jesteś lesbijką. Właśnie opisałaś ideał kobiety.
- Czemu te cechy tak cię przerażają? Dlatego, że nie posiadasz żadnej i przez to nie pociągasz kobiet?
- Dam ci 100$ z własnej kieszeni, jak go tu przyprowadzisz, żebym mógł go poznać.
- Gdzieś tam jest.
- Chwila, nawet się nie spotykacie?
- Nie, opisuję pewien rodzaj. Chyba o to chodziło.
- Nawet go nie znasz? Już to widzę, czekaj. Jesteś pasztetem.
- Co?
- Nie ma innego wyjaśnienia, gdybyś była seksowna, łamałabyś serce jakiemuś biedakowi, a nie fantazjowała o jakimś ideale. Jesteś brzydka.
- Nie jestem.
- Coś ci poradzę. Pogódź się z samotnością i nie marnuj czasu na kogoś poza zasięgiem.

Niestety, to też jest prawda. Ładne, zdrowe psychicznie dziewczyny nie siedzą i nie fantazjują o takich facetach. Umawiają się z innymi, żeby znaleźć tego, który będzie im pasował najbardziej. I mają już na tyle doświadczenia z facetami, że nie wierzą w takie ideały. Albo przynajmniej są świadome tego, że po miesiącu by zostawiły takiego faceta dla mającego ich w dupie chama.
To jest brzydka prawda dla was, panowie. Nudzimy się romantykami. Niby każda dziewczynka marzy o takim księciu z bajki. A i tak zakochamy się tylko w tych, którzy nas nie chcą i olewają. Nie wiem jak to działa, zastanawiałam się nad tym dużo razy. Wydaje mi się, że po prostu najbardziej kręci nas to, czego nie możemy mieć i czego nie jesteśmy do końca pewni. Zawsze byłam zakochana tylko wtedy, kiedy ktoś mnie niezbyt dobrze traktował. Kiedy nie miałam poczucia bezpieczeństwa i gwarancji tego, że będziemy na zawsze razem. Kiedy role się odwracały ( a wierzcie mi, że po pewnym czasie zawsze tak było) i zakochany po uszy biedny człowiek nosił mnie na rękach, to ja się nudziłam. To przestawało być fajne. Oczywiście, że żadna z nas tego nie lubi, w końcu nie czujemy się wtedy dobrze. Ale taka jest smutna prawda – czuły romantyk zawsze skończy ze złamanym sercem, bo dziewczyna go w końcu zostawi dla złego chłopca.


- Uważa się, że twój program jest obraźliwy.
- Bo jest. Tak samo jak prawda.
- Prawda o czym?
- O tym, jakie są związki. Presja społeczeństwa, status i seks. Bez tego faceci i kobiety nie gadaliby ze sobą.

Serio. Ja też nie do końca rozumiem potrzebę oficjalnego związku. Zawsze mi się wydawało, że najprzyjemniej jest kiedy się z kimś spotykasz i nie ma potrzeby określać tego słowami. Ja osobiście z kobiecego punktu widzenia widzę dwa powody do ślubu – wieczór panieński i wesele. Po co komu cała reszta? To nie jest gwarancja, że ktoś Cię nie zostawi. Jeśli są tu jakieś mężatki to bardzo chciałabym wiedzieć – czemu to zrobiłyście? Nie uznaję odpowiedzi, że z miłości, bo miłość ślubu nie wymaga.
Nie wymaga też związku, tak naprawdę. Oficjalnego stwierdzenia „jesteśmy razem”. Bo pierwszy krok do skończenia związku, to w niego wejść.


W filmie jest tego o wiele więcej, nie chcę zamęczać was wszystkim na raz, więc część druga będzie za jakiś czas ;)