Święta, święta...

Zaczął się grudzień. Zawsze w grudniu dużo się u nas dzieje. Urodziny mojego taty, moje imieniny, Mikołajki, Gwiazdka. Już kiedyś, jakieś dobre trzy lata temu, pisałam o tym jak spędzamy zwykle święta w mojej rodzinie. W tym roku będzie inaczej, pierwszy raz przyjdę na Wigilię jako gość. Z jednej strony umieram z ciekawości, jak to będzie, z drugiej jestem przerażona.
Na początek muszę was uświadomić, że moja rodzina ma bardzo mało wspólnego z typową rodziną. Tata jest ostatnią osobą, którą byście posądzili o bycie dziadkiem, brat to grający w WOWa kulturysta, a mama... Hm... Trzeba by ją poznać, żeby zrozumieć.

tata to ten mocniej opalony.


Nawet nasze zwierzęta zawsze były dziwne. Teraz mamy szczeniaka, który waży jakieś czterdzieści kilo i ciągle rośnie (na dodatek jest przekonana, że jest człowiekiem) i podobnych rozmiarów królika (który według mnie ma schizofrenię i jest samym antychrystem. Albo kosmitą). 






W tym roku mamy w planach spędzić wigilijny poranek sami w łóżeczku (łuhu! Pierwszy raz w życiu będę mogła wyspać się w święta!). Do moich rodziców na uroczystą kolację (kupili nawet z tej okazji nowy stół, bo wiecie, rodzina się powiększa) pojedziemy dopiero wieczorem. Myślę, że do tego czasu Tila, owy szczeniaczek, dla której będą to pierwsze święta zdąży już kilka razy wywalić choinkę. Albo ją zjeść. 
W każdym razie, wejdziemy, usiądziemy do kolacji, która z normalną typowo wigilijną będzie miała wspólną tylko część początkową (dzielenie się opłatkiem). Mama zrobi (albo kupi) nasze ulubione potrawy, czyli prawdopodobnie będzie coś w stylu indyka z ananasem, kaczki z żurawiną itd. Do tego wszyscy będą pić ogromne ilości alkoholu (oczywiście ta część imprezy mnie ominie). Ja będę tylko siedzieć i coraz bardziej się denerwować na pijane towarzystwo. Jestem pewna, że zostaną poruszone dwa bardzo wrażliwe tematy, czyli: przeprowadzka do babci (czego absolutnie nie mamy zamiaru robić i mam serdecznie gdzieś, że „przepadnie nam mieszkanie“)  i chrzest Olka (czego tym bardziej nie mamy zamiaru robić, ale póki co mama wolała bezpieczniej unikać tematu w rozmowach ze mną sam na sam). Po chwili dadzą mi odpocząć i będziemy odpakowywać prezenty. Co roku jedna osoba wskakuje pod choinkę i po kolei je rozdaje. Oczywiście są też prezenty dla zwierzaków, a moja mama biega wszędzie z kamerą jak japoński turysta. Wiem, wiem. Zawsze marudzimy i śmiejemy się z tej jej miłości do nagrywania wszystkiego, ale potem strasznie miło nam obejrzeć te nagrania sprzed kilku lat. 
Potem, po obejrzeniu prezentów (mój brat pewnie już się zamknie w pokoju) zacznie się część rozrywkowa imprezy, czyli rodzinne granie na konsoli. Na pieniądze. Co roku mojej mamie od nowa trzeba wyjaśniać zasady. W międzyczasie pewnie znowu zaczną się rozmowy na drażliwe tematy, a że teraz z racji szalejących hormonów nie trzeba wiele, żeby doprowadzić mnie do stanu krytycznego, zakładam, że cała wizyta skończy się trzaśnięciem drzwiami i powrotem do domu, podczas którego będę biednemu Grześkowi wykrzykiwać moje żale i oburzenie. A on będzie musiał grzecznie słuchać, bo tak już ten świat jest skonstruowany.

Następnego dnia mamy pojechać do jego rodziny, czego panicznie się boję, bo będę poznawana, oceniana (a z takim brzuchem ciężko już mi się ładnie i elegancko ubrać, wolę łazić w dresach i luźnych bluzach) i szczerze mówiąc nie chcę póki co o tym myśleć. A z drugiej strony niesamowicie się na ten moment cieszę ;)


PODPIS

1 komentarz:

Żeby Twój komentarz przeszedł przez moderację, musisz przestrzegać dwóch zasad:
- jeśli się ze mną nie zgadzasz, albo chcesz cokolwiek skrytykować, to po pierwsze, nie możesz być anonimowy, a po drugie - musisz mieć argumenty (i to sensowne)
- komentarzy z jakąkolwiek autoreklamą nie zatwierdzam. Jak Twój blog jest do tyłka i nikt go nie czyta, to nie mój problem. Tu się nie wybijesz.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.